(Studium Doktoranckie Historii Nauki i Kultury przy Instytucie Historii Nauki Polskiej Akademii Nauk; praca zaliczeniowa napisana u P. Prof. T. Kulak w roku bodaj w 2012)
Sądzę, że zauważając jakieś wydarzenie historyczne, kulturowe lub społeczne nie można pokusić się o jego zrozumienie, nawet jeśli osadzi się je w ścisłym związku z duchem epoki, przywołując wyłącznie bezpośredni kontekst, w jakim zaistniało. Owszem, jest to bardzo istotne, nieodzowne wręcz, ale zapewne trzeba czegoś więcej. Kontekstu – ale szerokiego, odległego, nawet wykraczającego poza ramy momentu historycznego, by przyjrzeć się symbolice, metaforom, sposobom konstruowania wizji świata, który pojawia się w różnych konfiguracjach społeczno-kulturowych na przestrzeni lat i wieków. Pozwala to na uchwycenie tego, jak pewne toposy, motywy powtarzają się, przekształcają, nawarstwiają, jak wchodzą w relacje z przeszłością, stając się z kolei zaczynem dla przyszłości. Pierwotne zdziwienie: jak to się dzieje, że podobne idee „wędrują” przez czas w europejskiej kulturze? jest tylko pierwszym krokiem. I niebezpiecznym, bo łatwo wpaść w pułapkę łatwych odpowiedzi, poszukując często złudnych, uniwersalnych zasad, metafizycznych odniesień, w rodzaju „ducha dziejowego” (żeby przywołać model heglowski), „nieświadomości zbiorowej” (jak widziałby zapewne rzecz G. Jung), czy archetypów, które – choć wygodne heurystycznie w opisie – częstokroć nie wiadomo, co dokładnie oznaczają.
Zaczęłam tekst w taki sposób nie bez powodu. Zamierzam bowiem powiedzieć nieco o zjawisku, które nazywa się „Towiański”, świadomie używając słówka „zjawisko”, choć oczywiście mam na myśli konkretnie Andrzeja Towiańskiego (1788-1878), osobowość z krwi i kości. Mnie jednak bardziej niż jego biografia ściśle historyczna interesować będzie jego biografia, powiedzmy – ideowo-światopoglądowo-duchowa, a także podobieństwa, które można rozpoznać między nią a pewnymi prądami umysłowymi czasów późniejszych, na przykład: Towarzystwa Teozoficznego założonego przez Helenę Bławatską w XIX w. albo Ruchu Nowej Ery w XX w.
Zanim jednak do tego przystąpię, pragnę zarysować, choćby skrótowo, kontekst „bliższy”, w jakim pojawił się Andrzej Towiański.
Dużo już napisano na temat polskiego mesjanizmu osadzonego w epoce romantyzmu, z jego rozterkami, antynomiami, akcentem na „ducha” itd. Co ciekawe, w epoce tej pojawia się element, który będzie charakterystyczny nie tylko dla światopoglądu romantycznego – mianowicie dążenie do wielkiej syntezy, ujęcia świata w jednej, potężnej, scalającej wizji, a nawet poszukiwanie „nauki ostatecznej”[1]. Taki rys nosi też „Sprawa Boża” Towiańskiego.
Urodzony w rodowej posiadłości w Antoszwince niedaleko Wilna, w 1816 r. Andrzej Towiański przystąpił do nauki na Uniwersytecie Wileńskim i choć krótko pracował po studiach zgodnie ze zdobytym wykształceniem, nie to okazało się być jego prawdziwym powołaniem. W maju 1828 r. doznał bowiem wizji, objawienia, po którym poczuł się prorokiem. Fenomen to tajemniczy sam przez się i nie ma możliwości ocenić głębi i autentyzmu ludzkich doznań z zewnątrz, ale jest i druga, bardziej „ziemska” tajemnica. Niewiele bowiem wiadomo o ewentualnych wpływach na Towiańskiego: na przykład lektur, a warto nadmienić, że w owym czasie czytywano np. E. Swedenborga, znanego mistyka i wizjonera czy Saint-Martina. Skąd młody Towiański czerpał „budulec” dla swoich koncepcji, nie jest całkowicie jasne (a powiadał np. o metamsychozie, jak ówcześnie zwano reinkarnację, która to koncepcja zrobi zawrotną karierę np. w łonie Towarzystwa Teozoficznego). Późniejsza lata przynoszą więcej wiedzy o peregrynacjach, w tym duchowych, Towiańskiego. Był w Petersburgu, Paryżu, w Belgii i wielu innych miejscach, w tym tam, gdzie mógł zetknąć się z „tajemnymi doktrynami” np. podzielanymi przez loże masońskie.
Wiadomo powszechnie, że czytywał teksty A. Mickiewicza, a z nim samym spotkał się po raz pierwszy w Paryżu w lipcu 1841 r. Wzajemne relacje, a zwłaszcza wpływ Towiańskiego na Mickiewicza, to rzecz wielokrotnie opisywana i nie ma konieczności zatrzymywania się nad tym dłużej. Dodajmy, że i J. Słowacki był zafascynowany naukami Towiańskiego, choć z drugiej strony należy odnotować, że spotykały się one z krytyką wielu innych, a co najmniej – ze zdziwieniem. Dla przypomnienia warto dodać, że Paryż to miejsce tzw. Wielkiej Emigracji, dom na obczyźnie dla wielu polskich, patriotycznie nastawionych emigrantów, którzy przybywali tu po stłumieniu powstania listopadowego. Właśnie tu (w Notre-Dame), adresując rzecz do „drogich rodaków”, przemawiał Towiański, rozpoczynając tym samym okres działania Koła Sług Bożych[2]. Przetrwa ono do roku 1878. Początkowo Koło liczyło 17 osób, potem oczywiście liczba ta wzrosła, a członkowie jego sami siebie postrzegali jako „hufiec boży”, rodzaj elity, która przyśpieszy nadejście wymarzonej nowej epoki. Warto może odnotować, że ok. 30 lat później zawiąże się Towarzystwo Teozoficzne, które odniesie pewien sukces. Powstaje pytanie: dlaczego idee Koła nie oddziałały w większym zakresie i dłuższej perspektywie czasowej, tak jak idee teozoficzne spod znaku Madame Bławatskiej? Do tego jeszcze powrócę.
Wówczas wystąpienie Towiańskiego jako „proroka i realizatora nowej epoki chrześcijańskiej”, jak pisze A. Sikora, spotkało się z dużym oddźwiękiem wśród polskiej emigracji[3]. Pamiętać należy, że sytuacja po złamaniu powstania, obczyzna, ów „paryski bruk”, a z drugiej strony nie odnajdowanie się „romantycznej, pięknej duszy” w świecie rozwijającego się kapitalizmu, wywoływało łaknienie poszukiwania wyższych wartości i nadawania sensu w pozornie bezsensownej sytuacji. I jak później, np. w latach 60. i 70. XX w., tak i wtedy odkrywano na nowo mistyków, jak mistrz Eckhart, J. Boehme czy Anioł Ślązak. W tym ogólno-romantycznym oczekiwaniu na przemianę, na odnowę duchową, powstawały liczne bractwa i stowarzyszenia „tajemne”. Jednym z nich było bractwo, którego mistrzem był Towiański. On sam, bywało, nazywał Koło „zakonem”, bracia nosili specjalne ubrania, struktura była wyrazista, złożona z tzw. „siódemek”, którymi kierował wybrany brat. Poczucie elitarności ustąpiło jednak wkrótce poczuciu tłamszenia i sekciarstwa…
Chciałabym teraz skoncentrować się na przekazie Towiańskiego, na jego nauce, wizji dziejów, a także wizji antropologicznej i wynikającej stąd roli człowieka w świecie oraz metodach, które miały prowadzić do realizacji rzeczonego powołania człowieka w świecie. Mówiąc najprościej – kosmos widziany był jako przesiąknięty Duchem, jego emanacją zaś były byty duchowe, których miejsce jest hierarchicznie ustanowione. Można tu, jak się wydaje, odnaleźć rysy koncepcji gnostycznych, z całą strukturą archontów, choć nie na tym koncentrował się Mistrz Andrzej, a raczej na relacjach człowiek-Bóg (Absolut, byt Duchowy), człowiek-świat. Dzieje świata toczą się w określony sposób, zmierzając ku doskonałości, ku przebóstwieniu. Każda epoka jest drogą do owej doskonałości, lecz każda traci siły żywotne i musi ustąpić kolejnej.
Owo poczucie nadchodzenia nowej epoki jest bardzo interesujące, ma swoją tradycję w kulturze europejskiej i warto poświęcić jej nieco uwagi, posługując się kluczem antropologii kulturowej, która lubi badać „długie trwanie” pewnych toposów i motywów. Przywołajmy zatem zasygnalizowany powyżej „odleglejszy” kontekst znaczeniowy.
„Koncepcja epok świata – kryzysów istnienia i tworzenia go na nowo – występuje w mitologii Indian obu Ameryk i wielkich cywilizacji Azji” – pisze J. Kowalska w artykule o tytule Obrzędy przejścia w końcu XX wieku. Autorka powiada o określonych mitologii, ale rzecz dotyczy nie tylko tych wymienionych. I dalej: „Uprawnione jest domniemanie, że kryzys – koniec czasów, w jakiejkolwiek metaforze by nie był wyrażany, stanowi jeden z archetypów rządzących myśleniem człowieka i pojmowany jest jako czynnik sprawczy transformacji”. Inna badaczka, antropolożka J. Tokarska, dodaje: „Archetyp transformacji to główny animator zmiany wewnętrznej, rozwoju, który dokonuje się w człowieku”4.
Innymi słowy, koncepcja Towiańskiego nosi cechy (schemat) mitu, który dla ludzkiej świadomości wydaje się być czymś uniwersalnym; choć treści „podkładane” pod schemat (czy archetyp, jak w cytowanym tekście) rzecz jasna już uniwersalne nie są. O tym jednak nieco później.
Tymczasem przywołam postać teozofki Annie Besant, która w książce Wtajemniczenie czyli droga do nadczłowieczeństwa pisze o dziejach świata i roli człowieka5. Zasygnalizuję tylko, że powołuje się ona na kilka tradycji duchowych: chrześcijaństwo (specyficznie pojęte: Chrystus funkcjonuje tu jako model wtajemniczonego mistrza, droga krzyżowa ujęta jest jako symboliczna droga duchowa, jogiczna), nauki sufich, buddyzm, jogę Patandżalego, a także na pisma H. Bławatskiej, przy czym okrasza tekst cytatami z wierszy i osobistymi wspomnieniami. Jeśli chodzi o sprawę zasadniczą – ów mechanizm dziejów świata – zasadza się, według rzeczonej reprezentantki teozofii, na ewolucji, uważanej za proces dowiedziony i obiektywny. W jego ramach funkcjonuje także inne niezmienne prawo odnoszące się do człowieka – reinkarnacja, przedstawiona tu zarówno jako prawo przyrody (analogicznie do ewolucji), jak i szansa pozwalająca na doskonalenie się człowieka. Człowiek i tak podlega procesowi ewolucji, ale na „drodze wtajemniczenia” rozwija się szybciej. Wzorcem są tu „mistrzowie”, ci, którzy tę drogę już pokonali. Zatem – ktoś albo „harmonizuje” z prawem ewolucji – i ten się rozwija, albo nie. Besant powołuje się na jogę i medytację, które pomagają uzyskać pożądany stan umysłu, „pomost między stanem fizycznym a astralnym”, a dokładniej: na praktyki jogiczne zmieniające fizyczny mózg i system nerwowy człowieka i sprawiające, że praktykujący staje się zdolny odczuwać wibracje „z subtelniejszych sfer życia materii”6. Adept indywidualnie dokonuje osobistej ewolucji, tym samym przyczyniając się do ewolucji wszystkich (autorka daje schemat programu dyscypliny duchowej w punktach, w tym etyczny). Besant pisze też o rychłym pojawieniu się „nowej rasy” ludzi, a dowodem na to ma być wzrost społecznego sumienia, zdolności do współczucia i współpracy. W pracy nad sobą istotne są własne doświadczania, a nie teoretyzowanie. Jest także mowa o bezinteresownej ofierze z „niższego ja”. A Towiański powiada wszak o Prawie najświętszej Harmonii, Kolumnach (czyli szeregach bytów duchowych), konieczności wznoszenia swego ducha na coraz wyższe piętra… Jest doprawdy wiele podobieństw7. Podobnie zresztą w przypadku nurtu Nowej Ery. Taka bowiem ogólna wizja świata jest podzielana w ruchu New Age z lat 70. i 80. XX w. Świat jawi się jako pole przemian, a ewolucja to stały progres, w którym wyodrębnia się pewne cezury – widoczne jest to szczególnie w pracach teozofów opisujących podział dziejów na wielkie odcinki czasowe i panujące na wielkich kontynentach „rasy” ludzkie (Lemuria, Mu, Atlantyda) – ale New Age, wiele zawdzięczając myśli teozoficznej, nie zawsze nawiązuje do tych zmitologizowanych dziejów, poprzestając na dokonującym się przejściu z Ery Ryb do Ery Wodnika. A także wzbogacając tę wizję przeświadczeniem o aktualnym kryzysie. Oto co pisze jeden z czołowych przedstawicieli New Age na temat ewolucji: „posiadamy sens, kierunek: wzrastanie ku boskości. Ewolucja to naturalny owoc boskiego planu dla ludzkości”8. Wtóruje mu autor polski, L. Zawadzki: „(…) dostępność przekazu mówiącego o konieczności wewnętrznego zaistnienia nowego świata po to, by dokonała się zmiana świata zewnętrznego, jest darem niebios dla współczesnego człowieka, podlegającego stresowi mutacji9”.
Mamy zatem kulturowo używane toposy i to w różnych czasach historycznych: poczucie kryzysu jako punkt wyjścia dla potrzeby ukonstytuowania nowej epoki, celowość dziejów zmierzających do doskonałości, ewolucja wspierająca się o ideę Ducha kierującego losem świata; świat zaś jest widziany jako miejsce przemienienia człowieka.
Można zatem Mistrza Andrzeja postrzegać w tym ujęciu jako swoistego prekursora myśli teozoficznej, która na dobre pojawi się w Polsce po 1905 r., po założeniu oddziału polskiego Towarzystwa Teozoficznego (założone zostało w Nowym Jorku w 1875 r., lecz potem centrum nurtu stał się Adyar niedaleko Madrasu w Indiach).
Między nimi, tj. między towianizmem, teozofią (w znaczeniu Towarzystwa Teozoficznego) i ruchem Nowej Ery są oczywiście różnice, wynikające z „bliższego kontekstu”, z konkretnych uwarunkowań społeczno-historycznych.
Powróćmy zatem do Towiańskiego. To ciekawe, że podobna historiografia mityczna – tak to„roboczo” nazwijmy – często jawi się jako „nowa” i za taką chce uchodzić, choć, jak starałam się wykazać, jej schemat jest często spotykany w dziejach myśli ludzkiej, już to w formie mitycznej, już to w innym kodzie np. quasi filozofii, jak w teozofii, czyli „nauki o Bogu”. Mickiewicz pisał: „Nauka Towiańskiego rzuca nowe i nie znane dotąd światło (…)10”. [podkreślenie moje; J.Ż.B.]. Samego zaś Mistrza postrzegał jako największego filozofa, mędrca i polityka swoich czasów…
W owym poczuciu kryzysu, który wydaje się wręcz nieodzowny do tego, by podobny światopogląd mógł zaistnieć w obiegu kulturowym, trapiącym romantyków, a zwłaszcza polskich emigrantów, poszukuje się zazwyczaj wizji „ratunkowej”, najlepiej jak najpełniejszej, scalającej, a nawet ocalającej. Mówiąc językiem postmodernistycznym – potrzeba tu Wielkich Narracji. I taką narracją była propozycja mistrza Andrzeja, odsuwająca w cień oświeceniowe ideały „drobnych kroczków”, cząstkowych badań, fragmentaryzacji obrazu świata (co ciekawe, te właśnie zarzuty będą stawiać ludzie New Age pod adresem modelu zwanego kartezjańsko-newtonowskim).
Jak w dobie Renesansu „nowa nauka” i Akademia Florencka w wilii Caregii (działająca poza „skostniałymi” uniwersytetami), jak wieki później tzw. Nowy Paradygmat wykuwany np. w Instytucie Esalen w USA (również poza uniwersytetami), dający początek nurtowi New Age, tak w epoce Romantyzmu wizja, na przykład Saint-Martina, wskazywała na konieczność nowej nauki, a owe postulaty nieobce były Towiańskiemu, który powiadał wszak o wiedzy „postawionej na systematyzmie” i pragnął zespolić poszczególne sfery rzeczywistości, nadając jej hierarchiczną strukturę. Antropologię, czyli wizję tego, kim jest człowiek, budował na podstawie właśnie owego przeświadczenia o potrzebie spojrzenia całościowego, jak byśmy dziś powiedzieli – holistycznie.
Teraz zatem przyjrzyjmy się nieco bliżej temu, jak Mistrz postrzegał rolę człowieka w świecie – świecie w istocie swej duchowym i zmierzającym ku przemianie. Jako byt pomiędzy niebem a ziemią, człowiek dopełnia niejako istoty czysto duchowe, bezcielesne, swą mocą ziemską, której te pierwsze są pozbawione. Innymi słowy, w człowieku najlepiej spełnia się dzieło Boże. Jako istota inkarnująca się „odbywa pielgrzymkę po Globie”, czyli poprzez kolejne wcielenia doskonali swą prawdziwą, duchową w esencji istotę. Warto zauważyć, że jak doktryna teozoficzna spod znaku Madame Bławatskiej była synkretyczna, intencjonalnie czerpiąca z różnych źródeł duchowych i religijnych (por. wyżej wzmiankę o A. Besant), tak doktryna Towiańskiego chciała być chrześcijańska, i to prawdziwie chrześcijańska, tj. odczytująca prawdziwe przesłanie Boga, zniekształcone przez Kościół. Choć oczywiście idea reinkarnacji nie mieści się w dogmatyce, wypada zatem raczej powiedzieć o hetorodoksji11.
W owym „pielgrzymowaniu” człowiek ma za zadanie odkrywać w sobie swą prawdziwą istotę, tożsamość między Bogiem a boskością w człowieku. To oczywiście kolejny rys gnostycki (a obecny także w myśli hinduistycznej wyrażającej się w słynnej formule z Upaniszadów atman=brahman), wzbogacony o koncepcję metampsychozy12. Zarówno zatem uniwersum jako całość zmierza ku przemianie, jak i wpisany w ów ewoluujący świat człowiek dąży ku przemianie własnej. Jednak jaka miałaby to być przemiana? Warto ten wątek podjąć, albowiem ujawni on, jak się wydaje, klucz do zrozumienia, dlaczego rozeszły się drogi Towiańskiego i Słowackiego, Mickiewicza, Goszczyńskiego (dużo później) i innych jego zwolenników. Mistrz kładł nacisk na pracę wewnętrzną, na doskonalenie się na drodze kontempacyjno-modlitwnej, na czystość i „ogołocenie” z jaźni – to zresztą postulat innych nurtów typu teozoficznego (por. wyżej) – wyrzeczenie się ego, by uczynić miejsce na „wlanie się” Ducha. Rysuje się jednak problem: człowiek i świat są całością, doskonalenie się poprzez ewolucyjne dzieje świata odpowiada w mikroskali doskonaleniu się w cyklach inkarnacyjnych człowieka. Ale, co człowiek może uczynić, by ów proces doskonalenia się świata dopełniać? Mistrz mówił o potrzebie czynu, lecz jednocześnie mówił o właściwym dla niego czasie. Człowiek ma oczyszczać się i pracować nad swym duchowym wnętrzem, a wtedy świat się przemieni, niejako sam przez się. Jednak ów czas nie nadchodził…
W określonej sytuacji, zwłaszcza w latach 40. XIX w., kiedy narastało wrzenie związane z nadchodzącą Wiosną Ludów, nie można chyba było oczekiwać wycofania się ze świata, rezygnacji z czynu „tu i teraz”, z walki o wolność. W głównej mierze dlatego właśnie towianizm nie przyjął się wśród polskich patriotów, choć znaczenie miał pewnie także sposób prowadzenia przez niego Koła w dość apodyktyczny sposób.
Co ciekawe, późniejsi teozofowie polscy nieczęsto powoływali się wprost na Towiańskiego, choć „styl” patrzenia na świat i człowieka wciąż był obecny za sprawą polskiego oddziału Towarzystwa Teozoficznego. Humanistyczne przesłanie teozofów nie sprowadzało się jedynie do pracy wewnętrznej (czy jogicznej, jak nieraz mawiano; tu bowiem nastąpiło wprost zainteresowanie myślą Orientu, zwłaszcza Indii, a raczej jej recepcją „przefiltrowaną” m.in. przez Bławatską) w zamkniętym „zakonie ducha”. Na przykład Wanda Dynowska, jedna z ciekawszych postaci pośród teozofów polskich, szefowa Towarzystwa i organizatorka Biblioteki Polsko-Indyjskiej, brała aktywny udział między innymi w pomocy tybetańskim uchodźcom po inwazji Chin w 1954 r. Warto też wspomnieć, że A. Besant stała jakiś czas na czele indyjskiego Kongresu Narodowego i była zaangażowana podobnie jak W. Dynowska w walkę o wyzwolenie Indii, a z kolei myśl teozoficzna oddziałała na ojców-założycieli niepodległych Indii, na Mahatmę Gandhiego, a nawet J. Nehru (choć to oczywiście wymaga wnikliwszych badań).
To istotna zmiana w stosunku do koncepcji Towiańskiego w postrzeganiu sposobu funkcjonowania człowieka w świecie, który – jak się wierzy – zmierza w kierunku przyrostu Dobra i Ducha. Warto dodać jeszcze kilka nazwisk osób, które analogicznie jak Towiański łączyły bezpośrednio wewnętrzną pracę nad sobą ze sprawą w służbie narodu i całej ludzkości: Józef Hoene-Wroński, twórca pojęcia mesjanizmu, wielki uczony i filozof, marzący o nowym gmachy nauki; Wincenty Lutosławski, założyciel organizacji Eleusis, mesjanista, synkretycznie łączący elementy chrześcijańskie i hinduistyczne, swego rodzaju prekursor polskiej recepcji systemu jogi; ale także np. Michał Karaszewicz-Tokarzewski, towarzysz Józefa Piłsudskiego z Legionów. To już jednak trochę inna historia…
Bibliografia:
Annie Besant, Wtajemniczenie czyli droga do nadczłowieczeństwa, Warszawa 1996.
Wanda Dynowska, Prawo karmy. Prawo przyczyny i skutku, Wrocław-Cieszyn 1993.
Jolanta Kowalska, Obrzędy przejścia w rzeczywistości końca XX wieku. Wprowadzenie, „Etnografia Polska”, t. XLIII 1999, z. 1-2, s. 24.
Wincenty Lutosławski, Rozwój potęgi woli, Wrocław 1994.
Adam Sikora, Towiański i rozterki romantyzmu, Warszawa 1984.
Jan Tuczyński, Motywy indyjskie w literaturze polskiej, Warszawa 1981.
Wiktor Weintraub, Poeta i prorok. Rzecz o profetyzmie Mickiewicza, Warszawa 1982.
John White, Świt Ery Wodnika, Bydgoszcz 1996.
Leon Zawadzki, Końca świata nie będzie, Warszawa 1991.
Joanna Żak-Bucholc, Przemienić świat i siebie. New Age i transformacja świadomości, Wrocław 2008.
Przypisy:
[1] Zob. np. A. Sikora, Towiański i rozterki romantyzmu, Warszawa 1984, s. 9.
[2] Wyjeżdżając z Francji do Belgii Towiański powierzył pieczę nad Kołem właśnie Mickiewiczowi.
[3] A. Sikora, op. cit., s. 21.
4 J. Kowalska, Obrzędy przejścia w rzeczywistości końca XX wieku. Wprowadzenie, „Etnografia Polska”, t. XLIII 1999, z. 1-2, s. 24.
5 A. Besant, Wtajemniczenie czyli droga do nadczłowieczeństwa, Warszawa 1996.
6 Ibidem, s. 35-36. Stąd postulat nie spożywania alkoholu i mięsa, jako elementów zanieczyszczających. Więcej o tym pisałam w: J. Żak-Bucholc, Przemienić świat i siebie. New Age i transformacja świadomości, Wrocław 2008.
7 A. Towiański, Biesiada, cyt. za: A. Sikora, op. cit., s. 170 in.
8 J. White, Świt Ery Wodnika, Bydgoszcz 1996, s. 246.
9 L. Zawadzki, Końca świata nie będzie, Warszawa 1991, s. 115.
10 Cyt. za: A. Sikora, op., cit., s. 41.
11 Konflikt Towiańskiego z Kościołem zostawiam na boku, jest faktem, że starał się dostać do samego papieża i przedstawić mu swoje objawienie.
12 Towiański nie powoływał się wprost na doktryny orientalne. Są one jednak obecne w kulturze i literaturze polskiej, o czym pisze m.in. J. Tuczyński, Motywy indyjskie w literaturze polskiej, Warszawa 1981. Mocno widać to w okresie Młodej Polski, inaczej zwanej znacząco neoromantyzmem.