Tekst poniższy jest fragmentem większej całości, książki wydanej na podstawie pracy napisanej w ramach studiów – Etnologia i Antropologia Kulturowa U. Wroc.: Joanna Żak-Bucholc, Przemienić świat i siebie. New Age i transformacja świadomości w „Nie z tej Ziemi” i „Czwartym Wymiarze”, Wrocław 2007.
Podsumowanie
Rzeczywiście, nie jest łatwo pisać o New Age, co już niejeden badacz i publicysta zauważył. Moja propozycja zasadzała się na tym, by tematy new age’owe traktować, by tak rzec – koncentrycznie, skupiając się nad jednym zagadnieniem i obudowując go szerokim kontekstem, przy jednoczesnym trzymaniu się źródeł – wtedy, jak sądzę, ujawni się więcej sensów zawartych w przekazie. Tak też starałam się potraktować temat transformacji świadomości. Z tego względu jednak w mojej pracy pominęłam całe obszary istotne dla New Age – działania społeczne, ekologiczne, ekonomiczne, feminizm; nie znaczy to, że nie jestem ich świadoma. Pisać o wszystkim na raz jednak nie sposób.
Koncentrowałam się na przekazie new age’owych idei w dwóch popularnych periodykach i to one interesują mnie szczególnie, dlatego jeszcze jedną generalną uwagę zamierzam im poświęcić – tym razem tylko w odniesieniu do wiodącego tematu. Przekaz, który da się wyczytać ze stronic pism ukazuje, że człowiek sięgający po rzeczone pisma chce widzieć się jako coś więcej niż struktura biologiczna, wyodrębnione skupisko materii w obcym świecie, co rzekomo promuje nauka pozytywistycznie ukierunkowana, zajmująca się tylko tym, co fizyczne, a jednocześnie dominująca religia, depozytariuszka duchowości, nie jest postrzegana jako wystarczająca1. Nauka – fizykalność, religia – wypreparowana dusza – te dyskursy są poddawane krytyce, razem z opozycją (fizyczność-duchowość), jaką pospołu tworzą. Nowa wizja ma walor sensotwórczy, oswaja świat, daje poczucie bezpieczeństwa, cel – wzrastanie duchowe i kierunek – inny, lepszy świat społeczny. A także – środki: praktyki duchowe.
Co postrzegam jako zasadniczą zmianę typu komunikatu między okresem „Nie z tej Ziemi” a „Czwartym Wymiarem”? Otóż treści „tajemnicze”, albo P.N.A w obu czasopismach są podobne, nie one jednak najbardziej mnie interesują, ale te, które są propozycjami antropologii wodnikowej i zarazem moderatorami postaw wywoływanych wobec postulatu samorealizacji i transformacji świadomości. W pierwszym piśmie mniej jest tekstów o konkretnych psychotechnikach, może z wyjątkiem medytacji, przy czym omawiane są raczej na poziomie deskryptywnie uogólnionym, w drugim – zamieszcza się artykuły, które mówią wprost do czytelnika – nawet w drugiej osobie – jak ćwiczyć. Jest trochę tak, jakby „wolnego ducha Wodnika” powierzano specjalistom, jakby ekspercka skłonność zatriumfowała i tutaj. Cedowanie odpowiedzialności na jednostkę, aczkolwiek to cecha ponowoczesności w ogóle, jest mocno posunięte i usankcjonowane przekonaniami wynikającymi z antropologii NA (karma, reinkarnacja, autoteliczny wzorzec Wodnika), tak że zdaje się budzić reakcję przeciwną – zdanie się na „wiedzących lepiej”. Można by zaryzykować i orzec, że zamiast wyzwolenia z więzów kulturowych, mamy do czynienia z programowaniem jednostek podatnych na trendy współczesnego globalnego kapitalizmu; co jednak jest tylko jedną z tendencji widocznych z „CzW” (jak wspominałam, przekaz jest zróżnicowany). Pomiędzy pierwszym komunikatem „Nie z tej Ziemi” a obecnym „Czwartym Wymiarem” pojawił się obszar, w który wtargnęła kultura konsumpcyjna i masowa, a jednocześnie ugruntował się specyficzny kod wodnikowy, ezoteryczny język, używany przez redakcję tego ostatniego pisma, jako rodzaj znaku rozpoznawczego.
B. Dobroczyński pisze, że z perspektywy kilkunastu lat New Age jawi się jako skuteczna marketingowo i z tego powodu nagminnie nadużywana mnogość towarów i usług etykieta (na alternatywną duchowość, specyficzne terapie, nowe trendy w kulturze itp.). New Age w takiej postaci, jaką opisała M. Ferguson jest fenomenem coraz bardziej marginalnym2. To rozwarstwienie, o którym wiele lat temu pisał, uległo powiększeniu, szczelina wydaje się większa niż kiedykolwiek. Objawia się to w rozmaitych płaszczyznach – także w lekturach, których zestaw podany przeze mnie w Rozdziale I zostaje wyparty przez inny, znacznie bardziej heterogeniczny (A. Kubiak mówi nawet o braku kultowych pozycji): L. Hay, Poznaj moc, która jest w Tobie i Możesz uzdrowić swoje życie; A.de Mello, Przebudzenie; książki Langa o Hunie i J. Murphy’ego np. Potęga podświadomości, Biblia (sic!), a także książki L. Żądło, prace o Sai Babie i metodzie Silvy, B.A. Brennan, Dłonie pełne światła, i in.3. Dziwić może obecność na tej liście Biblii, a nawet A. de Mello, ale łatwo zauważyć, że wszystkie inne związane są z „mocą podświadomości, która może wszystko” (dodam, że wiele z nich było reklamowanych w „Czwartym Wymiarze” jako polecane lektury).
„Niskie półki” zawładnęły new age’owymi symbolami niemal niepodzielnie – tak to się przynajmniej jawi, gdy patrzeć na funkcjonowanie nośników w przestrzeni kulturowej. Tyle że to wcale nie jest cały New Age. Etykieta i desygnat często się rozmijają. Może New Age jest gdzie indziej?
Oto komunikat ze strony Polskiego Forum Transpersonalnego:
„Jesteśmy organizacją o strukturze sieci powiązaną z ruchem transpersonalnym na świecie. (…) To Oni [prekursorzy, zob. przypis] objęli swoimi poszukiwaniami sferę duchową człowieka. Pokazali nam brakujące ogniwo świadomości, które scala ludzką naturę z naturą wielkiej rzeczywistości. Jesteśmy zdolni objąć cały świat czułą świadomością! Ty stajesz się zmianą, którą chcesz widzieć w świecie! Nurt transpersonalny odradza się w kulturze jako przeciwwaga do starego obrazu świata opartego na opozycji <ja>- <nie ja>, która jest źródłem lęku, cierpienia i przemocy. Stanowi też alternatywę dla konsumpcyjnej kultury masowej, która wyjaławia nasze serca i pustoszy dusze. Chcemy pomóc sobie i innym wyzwolić się z samotności, pustki duchowej i beznadziei. Chcemy być wehikułami nowej, planetarnej świadomości, która obrazuje świat jako jeden organizm, w którym wszystko jest współzależne a każde działanie wywołuje rezonans w całej sieci powiązań. Podobnie jak miliony ludzi na całym świecie, zwracamy się do mądrości starych kultur i tradycji duchowych, które uczą, jak żyć w zgodzie ze sobą i w harmonii ze światem. Kiedy czujemy się częścią większej wspólnoty – ludzkiej, ziemskiej i kosmicznej – to nie chcemy jej szkodzić, chcemy działać dla wspólnego dobra (…)”4.
Cóż, nazwa New Age nie pada, ale jest to przecież program Wodnika, który wszak od początku miał styczne punkty z nurtem psychologii transpersonalnej.
Jak już powiedziałam, nazwa i desygnat coraz bardziej się rozmijają. Moim zdaniem, zdarza się, że badacze podążają za nominałem, a nie sednem, dlatego utożsamiają New Age z etykietą, nawet jeśli ewidentnie jest nadużywana. Program Nowej Ery jest także nadal żywotny w życiu konkretnych jednostek i grup (pozbawionych trybuny czy medium, np. prasowego) – warto przypomnieć o dużym procencie nieformalnych spotkań z badań A. Kubiak (Rozdział IV).
Chciałabym poświęcić trochę uwagi sposobom patrzenia na New Age, kilku optykom, które często warunkują jego opis, interpretację, wartościowanie.
Na New Age można bowiem spoglądać wielorako – jako na swoistą realizację kultury popularnej, albo kultury typu ludowego z sensualizmem naiwnym, czy ustnym sposobem bycia w świecie. Albo jako na ezoterykę na sprzedaż. Powtórzmy jednak – czy to Wodnik pożarł własne dzieci, czy to kultura dominująca pożarła dzieci Wodnika? I czy to, co miało być jego siłą – niedogmatyczność, otwartość, brak centrum stało się też jego słabością? Od odpowiedzi na te pytania zależy stosunek do dzisiejszego New Age.
Można patrzeć na Nową Erę jako na proces w procesie – w nowej globalizującej się kulturze, czy raczej konglomeracie kultur, które przybierają postać sieciową – jak nowoplemiona, społeczności internetowe; przy aprobacie zasadności tezy, że nastąpiło zjawisko, określone np. przez Bursztę jako oderwanie się kultury od konkretnej, geograficznie uchwytnej struktury społecznej.
I wreszcie, nie pomijając poprzednich punktów widzenia, można patrzeć jako na próbę budowania nowej mitologii (nie jedyną obecną w przestrzeni kulturowej), zgodnie z tym, co J. Campbell nazywał potrzebą mitu. Na realizację potrzeby życia w przyjaznym kosmosie, w świecie wspólnych wartości, nawet jeśli ów wspólny świat jest „zaledwie” światem ideacyjnym, uniwersum wyobrażeniowym – w tym sensie, że owa wspólnota zasadza się na operowaniu pewnym podzielanym kodem symbolicznym, językiem, że gra się w tę samą grę. I mimo iż ten język, za sprawą choćby omawianych pism i niezliczonych książek, jest ogólnie dostępny i tak pozostaje w pełni czytelny dla „wtajemniczonych”, będących w „kursie dzieła”, bo to oni rozpoznają naddane sensy.
Można zatem przyjąć optykę patrzenia na New Age jako na propozycję opisania świata „jak mitu”, który zakorzenia – z jednej strony, i na zachętę do zmiany strategii życiowej – z drugiej. Mitologia i common sense płynnie się dopełniają, od teorii głównych autorów Nowej Ery po potoczne prezentacje ich idei w popularnych periodykach, podzielając zresztą pewne cechy, z których najważniejszą jest dążenie nie tyle do poznania, ile do nadania sensu (D. Czaja powiada wręcz o obsesji sensu, w odniesieniu do myślenia potocznego). Napomykałam o wszystkich tych kontekstach istotnych dla badacza, ale skupiłam się właśnie na zagadnieniu kreacji meta-mitycznego świata oraz na strategii życia – rodzaju podróży ukierunkowanej. Może ustanawia się tu kosmos na nowo – w znaczeniu etymologicznym: kosmos jako porządek, ład w opozycji do amorficznego chaosu – właśnie dlatego, że świat stał się na nowo Chaosem. Kosmos musi być zrekonstruowany, bo – powtarzając słowa Eliadego – „aby żyć w świecie, trzeba go wpierw ustanowić”.
„Wszelka pewność, która nadchodzi po <grzechu pierworodnym> , polegającym na rozbiórce świata oczywistości, rutyny i niedowładu refleksji, musi być pewnością sztucznie przez człowieka wyprodukowaną, pewnością jawnie i otwarcie <wykoncypowaną> (…) Nie da się skleić tego co rozpadło się na kawałki. Porzućcie wszelką myśl o całości (…) wy, którzy wstępujecie do świata płynnej nowoczesności” – ostrzega Bauman5. Ale projekt Nowej Ery zakładał właśnie wykoncypowanie na nowo rozbitych elementów w całość. Jest holistyczny, systemowy. Paradoks NA nie polega na tylekroć zarzucanej mu synkretyczności, ale na tym, że sytuuje się na granicy epok – nie mitycznych tym razem, ale tych, które nazywa się nowoczesnością i ponowoczensnością. Może coraz rzadziej wierzymy w spełnienie się projektów?
Dodatkowo projekt ten sytuuje się po stronie alternatywy kulturowej, dlatego sięga po tradycje „wyparte”, albo „egzotyczne”, dlatego też wytworzył własny język, w którym mythos i logos współistnieją ze sobą, dlatego wreszcie cele są odmienne, niż w dominującym nurcie kulturowym, a rozwój duchowy skontrastowany został z dążeniem do sukcesu materialnego (choć, jak pokazała analiza „Czwartego Wymiaru”, różnie obecnie z tym ostatnim aspektem bywa).
Najgorsze natomiast, moim zdaniem, co można uczynić – to przez pryzmat idei postępu postrzegać New Age jako wtórny powrót: magii, gnozy, pogaństwa. W moim mniemaniu nie jest to żaden „powrót”, ale nowa jakość, istniejąca tu i teraz, we współczesnym świecie i będąca jego dzieckiem. Dlatego za chybione uważam próby opisu wszystkich tradycji, genealogicznie, do których New Age sięga – owszem, sięga się do nich, ale nie są to linearne kontynuacje, New Age z nich nie wyrasta wprost. Ważne są jako szeroki kontekst, ale nie ciągłość. Nowa Era to jednak nowy ruch, wyrosły z kontrkultury, która „oswoiła” mistykę Wschodu i inne mistyczne tradycje oraz teozofię, a także stworzyła klimat do badań nad świadomością; z „nowej nauki”, kryzysu reprezentacji, przełomu antypozytywistycznego. W dodatku cechy dawnych światopoglądów transformowano zgodnie z duchem Wodnika, wpisując je w nowy kontekst, przez co ich wymowa jest często inna niż w kontekstach źródłowych (zwracałam na to uwagę w przypadku karmy i reinkarnacji, ale rejestr można rozwinąć).
Powiada się przy tym nierzadko o wynaturzeniu tradycji wpisywanych w obręb NA – jakby metafora choroby miała znaczenie analityczne (gdzież są przeto „zdrowe”, „czyste” tradycje?). Albo umieszcza się go na osi racjonalne-nieracjonalne – jakby te dwa rodzaje myślenia i społecznej praxis nie przecinały się w każdym z nas (por. Stoczkowski).
„Panuje przekonanie, że tylko <nasz> system myśli (naukowej czy religijnej) jest racjonalny; <ich> system musi być więc z założenia nieracjonalny, nienaukowy, a więc <magiczny>” – słów, które przytacza Jacek Sieradzan (w książce recenzowanej m.in. przez Michała Buchowskiego) w odniesieniu do innego problemu, można użyć, by pokazać, jak krytykowano New Age6. Właśnie posługując się tym instrumentarium – z pozycji dominującego dyskursu naukowego, albo nawet potocznej wiedzy – określa się go jako nieracjonalny. Magia – to najczęściej stosowny środek opisu Wodnika. Magia czyli zabobon. Koniec dyskusji. Dziś dochodzi jeszcze emblematyczne wręcz: „ezoteryka na sprzedaż”, „duchowość instant” albo „duchowość na skróty”, które to sformułowania służą za środek opisu, bez baczenia, że są wartościujące. Ale rodzi się pytanie: dlaczego jest duchowością na skróty, wobec jakiej innej duchowości, która na skróty nie jest?
Sądzę zatem, że pewne sposoby rozprawiania się z New Age są zbyt stereotypowe, a przez to niezbyt płodne poznawczo. Kilka lat temu przeważały opisy z pozycji konfesyjnych i uruchamiany mechanizm opisu zasadzał się na dualizmie prawdziwość-fałszywość (choć, przyznać należy, że również często zdarzyły się dążące do obiektywizmu prezentacje NA wychodzące spod piór osób związanych z Kościołem katolickim). Dziś częściej sytuuje się go na linii niskie-wysokie, niepoważne-poważne. Ponownie rodzi się stereotyp – tym razem neutralizuje się przekaz New Age poprzez lekceważenie. Dlaczego New Age budzi taki krytyczny odzew? Myślę, że często z powodu nieporozumienia – mówi on bowiem innym językiem, niż ten, do którego przywykliśmy, pewne słowa w nim używane mają inne denotacje w innych kontekstach; w owym semantycznym „przekładańcu” trudno się zorientować, gdy nie dokona się próby wejścia w ten gąszcz na warunkach samego NA, od „wewnątrz”. Gdyby przyjrzeć się kilku epitetom mającym pełnić funkcję deskryptywną wobec NA, byłyby to przymiotniki: amorficzny, eklektyczny, zagmatwany, pełen sprzeczności, nieracjonalny, powiada się też o „dżungli semantycznej”, sama machinalnie wyżej użyłam słowa „gąszcz”, itp. – warto zauważyć, że wszystkie one odnoszą się do kategorii chaosu, ciemności, plątaniny, a jak wiadomo bywają one częstokroć podstawą do opisu „obcego”. Można podejrzewać, że NA odgrywa taką właśnie rolę i tak jest często etykietowany. Paradoksalnie – bo właśnie w jego ramach widoczne jest dążenie do nowego uporządkowania uniwersum.
Przyznam, że często bywam w sporze z ocenami New Age, z kalkami, które badacze i publicyści ustawicznie i bezkrytycznie powielają. Uciekając od wartościowań i niepogłebionych osądów muszę jednak ustanowić mój własny stosunek do opisanego fragmentu kulturowego wszech-świata. Owszem, poraża mnie łatwość werbalizacji trudnych przecież problemów. Sposób opisywania rozwoju duchowego trąci sentymentalizmem, jawi się on często jako wygodna ścieżka (by znów odwołać się do metafory podróży). Mówiąc jednak nieco żartobliwie – właściwie dlaczego nie? Ludzie New Age mają czas, reinkarnacja jest tego gwarantem, tym bardziej, że przejęta w wersji postępującej, bez możliwości upadku. Ale niemal wszechobecny optymizm i tonacja przekazu przypomina po trosze amerykańskie filmy familijne, gdzie teksty „kocham cię”, „nie poddawaj się”, „dasz radę” są afirmatywne „do bólu”. Wstrzemięźliwość werbalna wobec cierpienia i ciemnej strony psyche (co może dziwić już choćby z powodu powoływania się na Junga, który wszak powiadał o Cieniu) widzę jako zubożenie i zagrożenie jednocześnie. To oczywiście poziom popularny, kojarzący się z literaturą poradnikową. Jak powiada Wilber: im większy wymiar, tym mniej głębi.
Uważam jednak za ważniejsze krytyczne rozpatrzenie problemów wewnętrznych i zastanowienie się na przykład, czy przekaz teoretyczny jest na tyle wyrazisty, że podpadają pod niego konkretne, ewokowane tym przekazem postawy ludzi i, co się zresztą z tym łączy, co New Age „robi” ludziom? Starałam się te momenty wyśledzić, choć jestem świadoma, że i tu nie ma łatwych odpowiedzi, z powodu powiększającego się dystansu między poziomami dyskursu i wewnętrznego zróżnicowania. Przekaz New Age się zmienia – po okresie wypracowywania naczelnych tez wiele z nich żyje życiem, jaki przydaje mu masowy kontekst. Propozycja intelektualna, jaką był i wciąż może być New Age, przysłaniana jest przez tę soft-duchowość. Wciąż są „wysokie półki”, ale przyswajane społecznie są w większości te „niższe” rejestry. Co prawda opozycje i dualizmy w ramach New Age są stale naruszane, niechciane, podważane, granice stawiane przez dyskursywny rozumu – także podziały na kulturę wyższą, niższą, elitarną i popularną – widziane jako pułapki, są zacierane (co, na miłość boską, pyta zapewne bezradny racjonalista, ma ze sobą wspólnego mistrz Eckhart i Shirley MacLaine, Einstein i Lazaris? – tymczasem Wodnik ma się z tym dobrze). W głębi tego, co łatwo ocenić jako eklektyzm, tkwi jednak głębszy konstrukt myślowy – bunt wobec granic, ustanowionych przez kontestowany, dominujący nurt kulturowo-społeczny, który ma doprowadzić do wypracowania innego instrumentarium opisu i rozumienia świata. Dotyczy to również własnego „ogródka” – New Age wszak nie ma centrum dowodzenia, ani zestawu autorytetów, dziś zresztą mniej niż kiedykolwiek. Jest wielogłosowy, podważający sam siebie, stale in statu nascendi, w jego obrębie toczą się spory, negocjacje co do znaczeń poszczególnych koncepcji, widoczne są różne rozumienia wielu zakładanych idei (świadomość, duch, energia, poziomy jaźni, niezgodność co do zasadności pewnych poczynań, jak channeling). Transformacja wszak dotyczy wszystkiego – także przyjmowanych założeń.
New Age nie chce być ideologią, ani mitologią. Jeśli wcześniej tak go określiłam – jako mitologię drugiego stopnia (a może trzeciego, czwartego, to tylko figura retoryczna), to muszę uzupełnić – jest mitologią samoświadomą swej mitologizacji, która sama bierze się w cudzysłów. Jak powiada D. Spangler – „New Age może stanowić zagrożenie, jeśli jest przyjmowany jako nowa ideologia albo ekskluzywny ruch. Jeśli ustanawia dychotomię przeciwieństw między nami a nimi, między starym a nowym lub między starą erą a nową, wtedy tylko powtarza wzory konfliktów z przeszłości. Kontynuuje cechy znajomej tyranii. Nie przynosi niczego związanego z transformacją, tylko konflikt i – ostatecznie – porażkę”7.
Ważniejsze zatem jest być w pewnym stanie – „w drodze”, podważając, kwestionując, poszukując, błądząc, będąc otwartym, niedogmatycznym i – mieć poczucie humoru. To podróż nieustająca. Totalne communitas…. I rys europejski, w znaczeniu jaki Kołakowski nadał temu pojęciu – jako gotowość do samokwestionowania. Choć te uwagi można raczej odnieść wobec I fazy ruchu.
Nic przeto dziwnego, że wszystkie kategorie pomocnicze – ryty przejścia, waloryzowanie orbis exterior i orbis interior, pojmowanie granic, przejść, tego i tamtego świat, swojego i obcego – ukazały, że w new age’owym dyskursie sytuowane są odwrotnie – to nowe i nieznane jest pozytywnie wartościowane, to obcy ma cechy pożądane, to bycie w drodze jest celem, granice mają być przekraczalne, binarność – zniesiona. Ich przydatność heurystyczna, paradoksalnie, okazała się jednak istotna, bo ukazała się pełniej specyfika New Age – jako odmiennego od tradycyjnych kultur tymi narzędziami badanych, tych, po które sam sięga. Jakby był uniwersum a rebours… To new age’owa, by tak rzec, alternatywność strukturalna.
Na początku pracy zapytałam (słowami Lazarisa), czy ktokolwiek wie czym jest New Age. Teraz zastanawiałam się, czy jeszcze jest. W poprzednim rozdziale pisałam o „wyciekaniu” new age’owych idei i przekazów ku płaszczyznom z nim nie związanym. Tak chyba się dzieje – szyld New Age pokrywa teraz nieco inny zespół desygnatów niż wcześniej – z jednej strony, o czym już napomykałam, nastąpiła w społecznych, elitarnych środowiskach opiniotwórczych deprecjacja pojęcia, miała miejsce ucieczka spod owego szyldu wielu osób, nawet uprzednio z nim łączonych, wreszcie – kolejny czynnik – podróżnicy-spekulanci używać zaczęli tego znaku, by sprzedawać swoje towary – pojawił się rynek usług pseudoduchowych. Rozjechały się również poziomy wyższe i niższe, traktowane przeze mnie jako końce spektrum – tymczasem nie może być spektrum bez środka. A środek, utożsamiony przeze mnie z „Nie z tej Ziemi”, właśnie znika z kulturowego obiegu, bo „Czwarty Wymiar” ze swym rzucającym się w oczy ezoterycznym kodem, może działać drażniąco, zresztą, rola czasopism znacznie zmalała (by jeszcze raz przypomnieć badania Kubiak).
Nieustannie pozostaję z nadzieją, że pochopnymi osądami nie przekreślę szansy zobaczenia czegoś w New Age dzisiejszej doby, co przeoczyli badacze krytyczni wobec niego, także tacy, którzy z przychylności przeszli do ataku, jak Dobroczyński, ogłaszający jego koniec (co prawda ze znakiem zapytania)8.
W tym miejscu odsłoniłam się już jako autor i pozwoliłam na bardziej subiektywne opinie. Dodam zatem jeszcze, że wiele pozytywów jest, jak sądzę, niedocenianych, choćby taki, że to New Age i „nowa świadomość” wzmocniła obecność w dyskursie publicznym takich nieomal wypartych pojęć, jak duchowość, mistyka, sacrum, zarezerwowanych dotąd niemal wyłącznie dla sfery religijno-konfesyjnej. To, że ludziom wciąż zależy, by przestrzeń życia ludzkiego uczynić trochę lepszą, nie za sprawą gwałtownej rewolucji społecznej, ale działań lokalnych – to także zasługa New Age. Stosunek do Innego, szacunek dlań – również. Także wtedy gdy owym „Innym” jest świat natury. Nie warto skupiać się tylko na wróżkach i rozpanoszonych horoskopach. New Age naprawdę wielu ludziom pomaga w konstruowaniu swojej relacji do świata, ukazała to dość dobitnie przeprowadzona przeze mnie analiza periodyków „NztZ” i „CzW”. Jak napisał czytelnik serwisu internetowego „racjonalisty”, postępując według punktów programu New Age stajemy się trochę lepszymi ludźmi – to program minimum, ale przecież istotny.
Na koniec chciałabym jeszcze kilka uwag poświęcić antropologii kultury i temu, jak rzeczona nauka została uwikłana w dyskurs Nowej Ery.
Otóż posłużyła ona jako wyjściowa baza intelektualna, gdyż relatywizm kulturowy wpisuje się weń jako jedna z inspiracji. „W środowiskach tych dużą popularnością cieszą się książki etnologów i antropologów kultury, którzy już dawno temu odkryli, że nie ma kultur wyższych i niższych, lepszych i gorszych, a kultura białego człowieka nie może być miarą dla innych”9. Służy też jako pomocnicza podstawa do dostrzeżenia własnych uwarunkowań kulturowych, o czym przecież wprost pisała M. Ferguson (por. Rozdział III). Jeszcze inny rodzaj „uwikłania” to nawiązywanie do klasycznych etnologicznie kultur, przywoływanych z ich obrębu tradycji, rytuałów, figur – jak szaman, czarownica, guru. I używanie utensyliów egzotycznych – jak tybetańskie tanki, mandale, dzwonki, indiańskie „łapacze snów”, chińskie feng shui. Cały ten zespół zagadnień, jakiekolwiek odczucia budziłby w antropologach kultury, zdaje się zachęcać, jeśli nie prowokować, do przyjrzenia się im bliżej – ale to już byłaby całkiem inna opowieść.
1 Jednym z zarzutów jest kanoniczność i dogmatyzm odbierające samodzielność, innym – zanik autentycznej duchowości na rzecz frazesów i pustej obrzędowości – takie wprost formułowane opinie pojawiają się w ustach new age’rów francuskich, zob. M. Hebrard, Między New Age a chrześcijaństwem. Relacje dziesięciu świadków, Warszawa 1999. Zresztą ci sami ludzie, zrażeni z kolei płytkością duchowości Nowej Ery wracają często do chrześcijaństwa, np. do grup charyzmatycznych. W przypadku polskiego new age’ra można wnioskować nie tyle z wyrażanych wprost opinii (są jednostkowe głosy czytelników), ale np. z badań A. Kubiak, czy I. Borowik.
2 B. Dobroczyński, III Rzesza popkultury i inne stany, Kraków 2004, odpowiednio s. 72 i 77.
3 A. Kubiak, Jednak New Age, Warszawa 2005, s. 153/154. Wydaje się to być związane ze zjawiskiem dystansu translacyjnego – tłumaczenie lektur orientalnych z pierwszej ręki, potem – popularniejsza wersja tych tłumaczeń, wreszcie tłumaczenia tłumaczeń (translacja miedzykulturowa zamieniła się w translację śródkulturową).
4 www.mandala.waw.pl/. Do prekursorów zalicza się: Williama Jamesa, Carla Gustava Junga, Antoniego Suticha, Abrahama Maslowa, Jamesa Fadimana, Victora Frankla, Roberta Assagiolego, Ericha Fromma. Później dołączyli: Stanislav Grof, Michael Murphy, Roger Walsh, Frances Vaughan i Ken Wilber.
5 Z. Bauman, Płynna nowoczesność, Kraków 2006, s. 35
6 J. Sieradzan, Jezus Magus, Kraków 2005, s. 12. Zresztą o kłopotach definicyjnych z magią i dystynkcjami między religią a magią antropologów nie trzeba przekonywać.
7 Cyt. za A. Kubiak, op. cit., s. 75.
8 B. Dobroczyński, op. cit., s. 77. Swoja drogą zauważyć można ucieczkę przed nazwą, czy etykietą „New Age”, a jednocześnie Dobroczyński pisze o jej skuteczności marketingowej. Powstaje pytanie – co tak naprawdę ta etykieta pokrywa? Bo nie New Age przecież. Dlatego wyżej napisałam, że dla mnie obecność wróżek w internecie, czy telewizji nie ma nic wspólnego z New Age – por. Sobolewska.
9 A. Kowalczewska, Ezoteryka na sprzedaż, Warszawa 2001, s. 20. Pisze dalej autorka: „Owszem, twierdzą ludzie związani z New Age, tradycja europejska może być zapładniająca pod warunkiem, iż jest to owa tradycja odrzucona niegdyś, czyli mistyka chrześcijańska, okultyzm, astrologia, alchemia”. Tak wyraża się alternatywa i kontestacja NA w planie teoretycznym, o czym zresztą już, może mniej wyraziście, nadmieniałam.