Rok 10 000 p.n.e.?

O wieków toczą się spory na temat: jak rozwija się ludzka historia? – czy jej rozwój przebiega na zasadach ewolucji, spokojnego i równomiernego przyrostu np. wiedzy, czy też przeciwnie, katastrofy biorą niejako „czynny” udział w losach człowieka i budowanych przez niego cywilizacji. I nie tylko człowieka rzecz jasna; przypominam półżartem, że wszak co do przyczyny zagłady dinozaurów, panuje niemal całkowity konsensus w środowisku badaczy – przyczyną ich wymarcia była katastrofa, uderzenie asteroidy w powierzchnię ziemi.

Santoryn, dawna Thera, z widoczną wyrwą po wybuchu wulkanu, którą zalało morze. Fot. własna

Nikt nie neguje też  katastrofy na morzu Śródziemnym i Czarnym – ostatnie rewelacje o wielkim potopie są chyba znane wszystkim, szczególnie, że niebagatelną rolę odegrał tu słynny odkrywca wraku Titanica R. Ballard. Katastrofa na wyspie Santoryn także nie ulega wątpliwości, wciąż jest badana i na szczęście przyciąga coraz więcej uwagi. Na szczęście, ponieważ łączy się z Atlantydą (por. artykuł na ten temat), a ponadto przy okazji omawiania katastrofy widzowie lub czytelnicy dowiadują się o kulturze minojskiej, która jest przecież jednym ze źródeł naszej, europejskiej cywilizacji.

Ciekawe, że katastrofy są stałymi „bohaterami” wielu mitów. Na całym świecie istnieją rozliczne opowieści przekazujące pamięć o katastrofie, która już się wydarzyła albo też wydarzy się w przyszłości; wtedy mit przybiera zazwyczaj formę proroctwa lub wizji.

W naszych ulubionych katastroficznych filmach wyglądałaby np. tak jak na obrazie powyżej… Fot. z Pixabay

W Indiach i Grecji dzieje świata ujmowano w ciąg epok, a cezury między nimi wyznaczane były przez ogromne kataklizmy, niosące wszem zagładę. W Indiach te wielkie epoki zwą się jugami – trwały długo, nawet do setek tysięcy lat i nazywano je Rokiem Doskonałym albo Rokiem Brahmy; czyli indyjskiego boga, jednego z tzw. Trimurti, boga jednego w trzech. Pozostali to Wisznu i Śiwa. W Grecji ogromne linie czasowe za Hezjodem nazywano po prostu wiekami, ale konceptualnie funkcjonował też tzw. Rok Platoński.

 Co ciekawe, czasem w mitach ludzie uratowani z jednej katastrofy, zazwyczaj z potopu, wieszczyli, że podobny kataklizm zdarzy się znowu. Dzieje się tak choćby w przypadku najsłynniejszym, mianowicie biblijnego Noe, ale swoistym „prorokiem” ostrzegającym przed katastrofą był także pierwowzór Noego o imieniu Utnapisztim. W Sumerze był on zwany Ziusudra. W Indiach takim człowiekiem był riszi, czyli mędrzec i zarazem Pierwszy Człowiek po potopie nazywany Manu. Miejsce w mitach znalazły również opowieści o katastrofach lokalnych,  jak ta, której ślady odnalazł w Ur słynny odkrywca cywilizacji Sumerów L. Woolley, albo niektóre potopy greckie.

Najsłynniejszą katastrofą jest pewnie zagłada Atlantydy, o której opowiada Platon. Data przez niego podana jest niewiarygodnie stara, choć… Dziś, po odkryciu niezwykłych budowli w Gobekli Tepe na terenie dzisiejszej Turcji, datowanych na kilkanaście tysięcy lat wstecz niemal wszystko wydaje się możliwe (no, z naciskiem na „niemal”)!

Przyjmując wyniki naukowe dotyczące ostatniej epoki lodowcowej i jej końca, któremu towarzyszyło topnienie lodu, można uznać za rzecz obojętną, czy czynnikiem uaktywniającym anomalia klimatyczne było uderzenie w powierzchnię naszej planety asteroidu, czy wystąpiła jakaś inna praprzyczyna, ważne, że spore grono geologów i klimatologów przyznaje, iż okres wysokiego zagęszczenia anomalii był krótki. A to wskazuje, że  coś  zdarzyło się nagle i nie mamy do czynienia z długim procesem. Lody puściły ok. 10.000 r. p.n.e., ale „potopowi” towarzyszyły ruchy skorupy ziemskiej, wybuchy wulkanów, trzęsienia ziemi… Absolutnie bezdyskusyjny jest fakt wzmożonej aktywności wulkanicznej, czego dowiodły badanie warstw lodu dokonane na Grenlandii. Po drugiej stronie Atlantyku, w Kalifornii, w Labrei znajduje się smoliste zapadlisko, które jest swoistym cmentarzyskiem zwierząt schwytanych w pułapkę, zaś gatunki tych zwierząt dają do myślenia: mamuty, konie, wielbłądy, tygrysy. Naukowcy raczej zgodnie podają czas ich nagłego wymierania: ok. 10.000 r. p.n.e. Oczywiście wiemy, że w tym akurat okresie lub nieco później na obszarze zimnej obecnie Syberii wymierały mamuty, kiedyś żyjące tu w klimacie umiarkowanym. Dane zatem dowodzą, że coś nagłego stało się ok. 12.000 lat temu i spowodowało olbrzymie perturbacje na naszej planecie, a jednym z trwałych efektów było podniesienie się poziomu oceanów.

Inna sprawa, czy taka katastrofa mogła przetrwać w pamięci ocalałych ludzi i stać się składnikiem tradycji?

Cóż, na brak nierozwiązanych wciąż zagadek nie możemy narzekać. Istnieje rzeczywiście sporo zastanawiających nowych odkryć archeologicznych, które mogą zmienić nasz ogląd przeszłości. Na przykład – skąd wzięły się u brzegów japońskiej wyspy Honaguni (grupa Ryukyu) potężne struktury do złudzenia przypominające zabudowę dużego miasta, z wielkimi schodami, platformami, kolumnami? Przez kamienną platformę biegnie rowek szer. ok. 25-30 cm, ciągnący się ze wschodu na zachód, niewiadomego przeznaczenia. Japońscy geologowie są zdania, że taka struktura jak ta nie mogła powstać „siłami natury”, ale archeologowie nie kwapią się do poważnego zajęcia się tą sprawą. Prof. geologii Kimura uważa, że ostatnie zmiany dna morskiego nastąpiły ok. 9000-10000 lat temu, więc „miasto” nie mogło powstać później – ale wcześniej tak. Czy dowiemy się, z czym mamy tu do czynienia? Z zatopionym przez wielki potop portem? Cóż, jeśli idzie o Japonię, kryje ona jeszcze tysiąc zagadek. Na przykład pismo, owszem, przejęli od Chińczyków, ale nie język, który w ogóle nie pasuje do żadnej językowej rodziny. A niewiarygodnie stara ceramika, najstarsza na świecie – sprzed 10 000 r. p.n.e.?

Tylko dla porządku podam, że w tym rejonie świata krążą opowieści o zatopionym wielkim lądzie. Niektórzy nazywają go Mu. A są też inne mity, częste wśród mieszkańców wysp Pacyfiku, opowiadające o podwodnych miastach, jedna z nich traktuje o dwóch braciach, którzy przybyli na łodziach z lądu na zachodzie i w miejscu zatopionego miasta wybudowali świątynię (wyspa Panapei).

Wielopiętrowa świątynia indyjska. Fot. z Pixabay

W Indiach opowiada się z kolei o tajemniczym ludzie zwanym Nascalami. Lud Nascalów to podobno spadkobiercy ludzi z zatopionego kontynentu Mu. Skąd te rewelacje? Z badań niejakiego pułkownika J. Churchwarda. Cóż, z niejakim żalem trzeba dodać, że nie zostały one w wiarygodny sposób potwierdzone. Żal wynika z tego, że podobna nazwa pojawia się w Ameryce Południowej, a dotyczy tajemniczych obrazów wytworzonych na pustyni – uwaga! – Nasca. Niestety, nie mam dostępu do indyjskich przekazów dotyczących ewentualnych podróży oceanicznych, ale nie lada sensacją byłoby odkrycie, że przez Pacyfik pływano w odległej przeszłości i że podobieństwa między np. pewną postacią z olmeckiej enklawy a typową indyjską pozycją jogiczną albo między dziewięciopiętrowymi wimanami, czyli świątyniami z południa subkontynentu indyjskiego a niektórymi piramidami wzniesionymi przez rdzenne ludy amerykańskie nie są przypadkowe. A może nawet – cóż, pofantazjować niekiedy można, o ile ostrzeże się wcześniej Czytelników, że to fantazje, a nie fakty, co niniejszym czynię – słynne olmeckie głowy o negroidalnych rysach przynależały ludziom w typie tzw. weddoidalnym, współtworzącym kulturę Doliny Indus w III tys. p.n.e. ? Przy okazji, kto wie, czy w tak niesamowicie odległe podróże nie wypuszczali się dawni Chińczycy?

Tymczasem, by zbliżyć się do bardziej znanych nam rejonów świata zauważmy, że w arabskich kronikach, np. ibn Abd Hokm z IX w. pojawiają się wzmianki, iż piramidy zbudował król Surid Salhuk (postać niezweryfikowana historycznie) 300 lat przed potopem. Pytanie tylko, którym potopem? Król miał straszny sen, w którym przewijały się ogromne masy wody, spadające gwiazdy, ogłuszający hałas, czyli cały „zestaw” niechybnie związany z katastrofą.

Na marginesie – już w starożytności „klasycznej” w pewnych kręgach sądzono, że piramidy zbudowano, by schronić dziedzictwo wszelakich nauk; teza pojawia się np. u Flawiusza. Doprawdy nie my pierwsi zdumiewamy się fenomenem piramid i snujemy teorie spiskowe…

A może rok 7500 p.n.e.?

W tym miejscu trzeba wspomnieć o książce A jednak był potop. Od mitu do rzeczywistości historycznej  autorstwa Alexandra i Edith Tollmannów. Otóż z ich badań wyłania się jeszcze jedna, mniej znana katastrofa. Twierdzą oni, że w VIII tys. p.n.e. potężna kometa weszła w ziemską atmosferę i rozprysła się na siedem części, które spadły w różnych rejonach globu, wywołując przerażające skutki w postaci powodzi, trzęsień ziemi, pożarów. Z ich badań wynika, że ten tzw. impakt miał miejsce ok. połowy VIII tysiąclecia p.n.e. – datę tę uzyskano, badając metodą C14 tzw. tektydy. Ludzie, którzy przetrwali kataklizm, po tak straszliwej traumie przez pokolenia przekazywali potomkom pełne grozy opowieści. Powstały mity zbudowane wokół tego wydarzenia, w różnych rejonach świata podobne, jako że niemal w każdym spadły części komety. To najbardziej katastrofalne zdarzenie, wedle autorów, zawiera się w licznych mitach na całym świecie o potopie i towarzyszących mu zjawiskach, zaś jego powszechność, w ich ujęciu, miałaby genezę we wspólnej pamięci o katastrofie zauważonej w różnych punktach globu jednocześnie.

Autorzy widzą też fundament dla wielu rytuałów, motywów plastycznych i symboli właśnie w  „scenariuszu” tej konkretnej potężnej katastrofy: na przykład dla siedmiogłowego smoka, który jest wtórną interpretacją świadków pamiętających niebo, kiedy kometa w fazie tuż przed rozpadem przelatywała przez całe niebo rozpadając się na siedem części. Także koncepcje kosmogoniczne zawierają w sobie obraz kształtowania się świata po impakcie, zatem nowego  świata, kiedy już opadały wody i wyłaniały się obszary lądu – kosmogoniczna Pierwsza Góra.

Fot. własna

Przy czym Tollmannowie uważają, że katastrofa z roku 7500 p.n.e. stanowi wyraźną cezurę oddzielającą (oczywiście chodzi o zasadę, a nie o wyjątki) kulturę łowiecko-zbieracka i rolniczo-osiadłą.

Potop i katastrofa na Morzu Czarnym. Tym razem ok. 5 000 r. p.n.e.

Nie ma wątpliwości: w sąsiedztwie ludów biblijnych, które z dawien dawna przekazywały sobie mit dotyczący potopu zesłanego przez bogów na ziemię, rzeczywiście wydarzyła się katastrofa – powódź na ogromną skalę. Badania Morza Czarnego i Śródziemnego dowiodły, że wody morza Śródziemnego sforsowały wąskie przesmyki lądu oddzielające od siebie te dwa akweny i potężne fale zalały nieckę, w której dziś rozlewają się wody Morza Czarnego. Badano dno, badano warstwy skorupiaków, słodko- i słonowodnych, wreszcie metodą C14 wydatowano czas, w jakim miało dojść do tego wydarzenia. Badania wskazały VI tysiąclecie jako okres, w którym wydarzył się kataklizm. Tam, gdzie kiedyś było płytkie jezioro o słodkich wodach, powstał akwen zalany gorzką i słoną wodą morską. Jakie to musiało zrobić wrażenie na zamieszkujących brzegu jeziora ludziach, możemy sobie tylko wyobrazić (po bliższe informacje odsyłam do artykułu Marcina Ryszkiewicza, Magazyn „Gazety Wyborczej”, 8-9.01.1999 r.). We wrześniu 2000 roku podana została wiadomość o odnalezieniu (wyprawa Ballarda) resztek archeologicznych pochodzących z VII tys. p.n.e., czyli w świetle badań z okresu „przedpotopowego”. Budowle i naczynia znaleziono na dnie Morza Czarnego; zapewne pochodziły z osady stojącej kiedyś nad brzegiem zalanego morskimi wodami, nieistniejącego już jeziora… Pytanie nurtujące wszystkich brzmi: czy akurat to wydarzenie stało się kanwą opowieści biblijnej o potopie?

Polski wkład w badania czarnomorskiego potopu jest niebagatelny. A ustalono, że potop miał znacznie większy zasięg niż sądzono, albowiem sięgał terenów wokół morza Kaspijskiego, Aralskiego, pustyni Kuzył-Kum! Prof. Karol Szymczak badał tereny Uzbekistanu w Ayakagytma, które uważał za miejsce pochodzenia najstarszych kulturowo znalezisk z terenów Azji Centralnej, wskazujących na dość wysoki stopień zaawansowania mieszkającego tam ludu. Dolna warstwa pochodzi z ok. VI tys. p.n.e., górna tworzyła się w sposób wskazujący na zalanie wodą. Czyżby była to wioska z czasów potopu i to aż tak daleko od Morza Czarnego? Wody potopu musiały zaiste sięgać daleko… Profesor uważa, że stało się to jakieś 7,5 tys. lat temu, czyli w około roku 5,5 tys. p.n.e. Wody potopu zostały na długo, prawie 2,5 tys. lat. Profesor zamierza prowadzić dalsze badania, a nam zostaje życzyć mu dużo szczęścia i z niecierpliwością czekać na kolejne wiadomości.

Interesujący jest również fakt, że z drugiego krańca morza utworzonego przez wody potopu widzimy góry Hindukuszu, Pamiru, Himalaje. A wedle mitu indyjskiego to gdzieś tutaj miała wylądować barka pra-człowieka Manu. Czyżby legenda dotyczyła tego samego wydarzenia, tylko opowiedzianego z innej, indyjskiej perspektywy?

W tym kontekście ponownie wyłania się kwestia zasiedlenia Doliny Indusu. Profesor twierdzi, że śladów osadnictwa z czasów przedpotopowych tam nie ma, najstarsze pochodzą z okresu 4500 p.n.e. więc z okresu ustępowania wód potopu. Może zresztą katastrofie towarzyszyło topienie się lodowców zalegających wysokie pasma górskie Himalajów, Hindukuszu, Pamiru? A masy roztopionej breji lodowej spływały w dół na obydwie strony łańcuchów górskich; wylewając się na stronę północną, spowodowałoby zalanie terenów Uzbekistanu i dalszych na zachodzie, aż do morza Czarnego. Jeśli tak, to w tej teorii wody wylewałyby się z Morza Czarnego do Śródziemnego, a nie odwrotnie.  Wody przelewające się zaś na południową stronę przeorałyby Dolinę Indusu (Indus to rzeka mająca źródła w paśmie górskim Hindukuszu).

Wyobrażenie miasta z cywilizacji doliny Indusu

Wiele jest jeszcze do zrobienia, by wyjaśnić szczegóły i wątpliwości, ale dzięki nauce mamy coraz wyraźniejszy obraz naszych dziejów, w których niebagatelna rola przypada mitom, prawdziwszym nie tylko w znaczeniu psychologii głębi, ale także sensie parahistorycznym, niż byliśmy skłonni sądzić. Niestety, jak to zwykle bywa, jedne, choćby częściowo rozwiązane problemy, zaraz ukazują inne nierozwiązane. W kontekście badań nad potopem po raz kolejny staje oto przed nami nieśmiertelna kwestia Sumerów… To wszak w ich piśmiennictwie pojawia się pierwszy znany nam opis „naszego”, biblijnego potopu. Pytanie, czy Sumerowie z dawien dawna opowiadali go jako pamiątkę po rzeczywistych wydarzeniach, które spotkały ich przodków? Słowem: czy to oni przybyli do Mezopotamii wraz ze swym przerażeniem i opowieścią o Wielkiej Wodzie i karze od bogów? W takim razie znowu trzeba zweryfikować datę ich przybycia między życiodajne rzeki Eufrat i Tygrys. Przybyliby tu w połowie nie IV, lecz VI tys. p.n.e. Dwa tysiące lat różnicy! A ich pierwotnymi siedzibami byłyby tereny wokół Morza Czarnego albo Kaspijskiego, co w świetle powyższych rozważań i danych, wydaje się bardzo prawdopodobne. Co prawda, przyjmując tę możliwość, mielibyśmy kolejny kłopot: nie zgadzałby się kierunek, z którego przybyli, albowiem jeśli zawierzyć ich mitom przybyli ze wschodu. Dlatego niekiedy sądzi się, że to jakaś część subkontynentu indyjskiego była ich kolebką, co jest o tyle prawdopodobne, że cywilizacja sumeryjska i rozwijająca się w Doliny Indusu w analogicznym okresie pozostawały ze soba w kontakcie kulturowym, handlowym, a może nawet militarnym (wyprawy na Elam).

Tymczasem ślady archeologiczne wskazują raczej na ekspansję od południa; przy czym nie należy zapominać o kulturach poprzedzających sumeryjską, tzw. Ubaid, rozsianą na ziemiach między Tygrysem a Eufratem, a również nad zatoką perską, ponieważ niewykluczone, że to twórcy tejże kultury przyszli tu po potopie i przekazali przybyłym po nich Sumerom opowieść o katastrofie.  A Żydzi zetknęli się z opowieściami jeszcze później i włączyli do Biblii.

O biblijnym potopie, zresztą, było już raz głośno, kiedy Leonard Woolley w 1929 r. odkrył w sumeryjskim mieście Ur  rozległe ślady powodzi. Warstwy archeologiczne wyglądały mniej więcej tak: ślady kultury Ubaid / warstwa powodziowego mułu / ślady sumeryjskie (w tym słynne i bogato wyposażone groby królewskie). Jednak w świetle dalszych badań okazało się, że był to jedynie lokalny wylew Eufratu, a nie potop powszechny. Niemniej w skali lokalnych społeczności i tak, jak widać, zmienił oblicze Mezopotamii w kulturowym sensie. Datowanie tego wylewu to 3500 r. p.n.e. (zresztą warstw powodziowych na terenie Mezopotamii jest więcej – np. z Ur następna warstwa z roku 2700 p.n.e., kilka z miasta Kisz i Uruk, itd.). I właśnie wtedy przybyli Sumerowie, a „Ubaidzi” znikają. Katastrofy zmieniała bieg historii, a stare mity mówią o tym wprost: „Wówczas ziemia nie mogła wyżywić swych mieszkańców i pociągnęli oni w dół ku nizinom południa” opowiada Zend-Awesta, księga dawnych Persów. Czy wzmianka może dotyczyć migracji np. ludów kultury Ubaid?

Potopy w mitach greckich, Thera i wybuch wulkanu

Wielu badaczy, w tym przywołani już przez nas Tollmannowie parało się pracą polegającą na wyodrębnianiu z przekazów greckich opowieści o powodziach. Tollmannowie podają trzy różne lokalne powodzie udokumentowane geologicznie. I tak przytaczani przez nich geologowie W. Ryan i w. Pittman metodą radiowęglową określili:

Jedna z niezliczonych wizji zatopionej „Atlantydy”. Z Pixabay

Ta ostatnia katastrofa wydaje się najważniejsza w greckiej tradycji. Deukalion to syn samego Prometeusza. I ojciec Hellena, uznanego za przodka wszystkich Greków – czyli Hellenów. W tej właśnie opowieści pojawia się arka, osiadanie arki na szczycie góry tj. na Parnasie; nietrudno zauważyć, że to elementy biblijnych akcesoriów. Zastanawiające jest imię żony Deukaliona, które brzmi: Pyrra. Istnieje pewna egipska  opowieść o wygubieniu ludzi w czasie rzezi dokonanej przez boginię Sachmet, kiedy to brodziła ona w morzu krwi, a bogowie ulitowawszy się i chcąc przerwać rzeź, zalali ziemię piwem (w Egipcie ma ono czerwony kolor) albo winem, którego skosztowawszy bogini upiła się oraz zaniechała dalszej rzezi. Otóż Pyrra znaczy „czerwony”. Dlaczego plącze nam się ta „czerwoność” w kontekście opowieści o potopach? Ano, krwawy deszcz o czerwonym kolorze to efekt katastrofy w wymiarze już nie mitycznym, ale „fizykalnym”, bowiem czerwony kolor ma stężony kwas azotowy. Potop z Deukalionem i Pyrrą w roli głównej łączony jest, jak wiemy, z wybuchem wulkanu na Therze, który „obfitował” m. in. w kwas azotowy. Czyżby także w Egipcie zachowała się pamięć o tym przerażającym wydarzeniu? To czas zagłady minojskiej Thery, na pewno mocno ucierpiała flota Kreteńczyków, załamała się zatem ich dominacja na morzu. Na wyspy zaczęli przybywać Achajowie, którzy ostatecznie w sto lat potem zniszczyli minojską Kretę. Co prawda, co raz ustalone, podlega weryfikacji i tak data wybuchu na Therze, inaczej Santorynie, została dzięki nowym badaniom przesunięta w głąb dziejów o 150 lat, ale przecież niewiele to zmienia w datacji wielkich powodzi. Dziś określa się egejską katastrofę na lata między 1620-1570 p.n.e.; por. Lewartowski, Ulanowska, Archeologia Egejska, 1999, s. 39).

Potop biblijny, arka Noego. Z Pixabay

Jak to więc jest z biblijnym potopem? Czy jest echem prawdziwych wydarzeń, a jeśli tak, to których? Zarówno bowiem opowieści o potopach są powszechne na całym świecie, jak i same potopy fizycznie zdarzają się wcale nierzadko.  I czy naprawdę ważne jest, by tak ściśle wiązać każdą opowieść z konkretną  sytuacją? Nie w tym przecież zawiera się sens mythosu, istotą mitu nie jest to, czy coś zdarzyło się  n a p r a w d ę, nawet jeśli rzeczywiście się zdarzyło. Bliżej istoty mitu będziemy, gdy uznamy, że ważniejsza jest obecna w w nich świadomość niepewności ludzkiej kondycji, obawa o nieciągłość świata, rejestracja zagrożeń. Nam bliższa jest historia niż mit, dlatego tak usilnie tropimy p r a w d ę  np. w Biblii. Owszem, mamy kilka możliwości – potop zdarzył się naprawdę – tyle, że niejeden raz.